Tajemnice kurpiowskiej ziemi. Program, który odkrywa historię, kulturę i dziedzictwo Kurpiowszczyzny. Audycja realizowana jest przez stowarzyszenie Kto jest Kto w ramach dotacji na realizację w 2025 roku zadań publicznych Powiatu Ostrołęckiego z zakresu kultury i ochrony dóbr kultury.
Nie przegap, posłuchaj opowieści, które ożywiają przeszłość naszej małej Ojczyzny.
Nazywam się Majewski Sławomir, jestem z Łęgu Starościńskiego.
W dawnych czasach w Krupiewskich mieszkał gospodarz Maciej z żoną. Mieli troje dzieci, same córki, Kasię, Basię i Marysię.
Dziewczyny wyrosły na piękne pannice. Miały ciemne, długie włosy, zaplecione warkocze, brązowe, zalotne oczy i smukłe figury. Do tego wszystkie uwielbiały tańczyć. Nie przepuszczały żadnej okazji, czy to wesele, dożynki albo wiejska zabawa, to one pierwsze ruszały do tańca, a ostatnie kończyły. Czasem wybierały się na zabawę daleko od domu i rodzice nie mogli spać spokojnie, dopóki córki nie wróciły. Dlatego ojciec, który był sołtysem, na wiejskim zebraniu zaproponował, aby zabawę urządzać w Krupiewskich. Wtedy wszyscy będą mieli młodzież na oku. Tak też zrobili.
Ogrodzili kawałek łąki świeżo ściętymi brzozami, trochę patykami. Na wierzch zarzucili dużą derkę i miejsce do zabawy gotowe. Grać mieli wiejscy muzykanci na harmonii, skrzypkach i bębenku. Pierwsza zabawa odbyła się w maju, gdy tylko zrobiło się ciepło, a najbardziej szczęśliwe były córki Macieja. Przyszła cała młodzież z Krupiewskich, ale też z Łęgu, Nasiadk i Szkwy. Wiata była pełna tańczących, a kapela grała żywe, kurpiowskie melodie. Gdy zbliżała się północ, większość tancerzy już tak się umęczyła, że porozsiadali się na trawie albo poszli do domu. Tylko Maciejowym córkom ciągle nie było dosyć. Tańczyły, obracając kolejnych chłopaków, którzy po trzech czy czterech tańcach nie mogli oddechu złapać i musieli odpoczywać. W końcu Kasia wykrzyknęła: tak mnie dzisiaj nogi noszą, że i diabła na śmierć bym zatańcowała.
Grajki widząc, że ludzie się już zmordowali, zrobili przerwę, aby tancerze mogli odpocząć. Tymczasem wybiła północ, a na drodze od Łęgu, która szła przez las, przez wielką wydmę, zwaną Kopaną Górą, słychać było tętent koński kopyt. Po chwili przed wiatę zajechała bryczka i wyskoczyło z niej trzech młodzieńców, ubranych w surduty, kapelusze z piórami i spodnie ze złotymi lampasami.
Wyglądali na bogaczy i na pewno nie byli miejscowi, gdyż nikt ich nie znał. Jeden z nich rzucił grajkom złotego dukata i zakrzyknął, kapela grać aż do białego rana. Po czym porwali do tańca Maciejowe córki i zaczęli z nimi wywijać do coraz to nowych melodii.
Dziewczyny szczęśliwe, że w końcu mogą się dobrze zabawić, wirowały w tańcu godzinę, potem dwie, aż wreszcie zaczęło im brakować tchu. Basia zawołała, młodsi panowie, odpocząć musimy chwilę – a wtedy młodzieniec odparł – I kto tu kogo teraz na śmierć zatańcuje? Kapela, gramy dalej! I nie przestawali tańczyć. – Dziewczyny ledwie żywe ze zmęczenia zaczęły się słaniać na nogach, ciężko oddychały i pewnie by się poprzewracały, gdyby nie to, że młodzieńcy trzymali je w ramionach. W końcu harmonista zobaczył, że dzieją się rzeczy dziwne i gdy spojrzał na udeptaną przez tańczących ziemię, to nie mógł oczom uwierzyć. Na piasku wyraźnie było widać ślady kopyt. Dał dyskretnie znać towarzyszom. Przerwali nagle graną skocznie melodię i zaczęli grać 'Serdeczna Matko’, melodię do maryjnej pieśni.
Zadziałało to natychmiast. Młodzieńcy wypuścili dziewczyny, które upadły na ziemię, a oni jak oparzeni wybiegli na zewnątrz i wskoczyli do bryczki. Tylko jeden z nich odwrócił się i gdy odjeżdżali zakrzyknął. – Na kopanej górze urządzamy tańce. Każdy może przyjść. – Gdy odjechali, harmonista sięgnął do kieszeni, gdzie trzymał złotego dukata i wyciągnął stamtąd baranie bobek.
Była to pierwsza i ostatnia zabawa w Kurpiewskich, a Maciejowe córki nigdy już nie zatańcowały, gdyż jedna z nich została zakonnicą, a dwie wyszły za mąż i wyprowadziły się na Prusy albo jeszcze dalej.
Tymczasem w okolicach Kopanej Góry zaczęły dziać się dziwne rzeczy. Ktoś przekopał się przez sam środek góry i powstało duże, płaskie miejsce idealne do tańca. Na bokach wyrosły brzuski, a gałęzie drzew na górze utworzyły dach. Gdy dziewczyny zbierające w lesie jagody albo pasące gęsi nuciły jakąś melodię albo głośno rozmawiały ze sobą, to słyszały w wykopie muzykę kapeli. Muzyka tak je czarowała, że nieprzytomne szły tam i zaczynały tańczyć. Rano znajdowano je ledwie żywo ze zmęczenia, z poobcieranymi stopami i baranim bobkiem w kieszeni. Nie pamiętały, co się z nimi działo.
Po jakimś czasie przez wykop poprowadzone drogę z Łęgu do Kurpiewskich, a na szczycie stanął duży drewniany krzyż. Tajemnicze zjawiska ustały, ale gdy ludzie przechodzą przez Kopaną Górę, to w tym czasie na wszelki wypadek nie odzywają się, aby diabeł ich nie usłyszał i nie porwał do tańca. Tak jest do dzisiaj. Chyba nie działa to jak się przejeżdża samochodem, ale jakby coś, to podaję lokalizację Kopanej Góry. Może wtedy przez chwilę nie rozmawiajcie, nie mówiąc już o nuceniu pod nosem. Po co kusić los.
Współrzędne geograficzne Kopanej Góry to 53.160460 i 21.640330.