Olga Tokarczuk: „Świetna zabawa i dużo nieoczywistej wiedzy”
„Czasem wydaje mi się, że historia może być opowiadana wciąż na nowo w zależności od perspektywy, którą przyjmiemy. Tak też jest i w tej łotrzykowskiej powieści. Ukazuje nam się siedemnastowieczna Rzeczpospolita, w jednym z najdramatyczniejszych momentów swej historii, widziana oczami mimowolnego awanturnika, kabalisty i włóczęgi Nechemii, wplątanego w dzieje fałszywego Mesjasza ze Smyrny. Świetna zabawa i dużo nieoczywistej wiedzy”.Olga Tokarczuk |
Yakov Z. Mayer – izraelski pisarz, historyk, wykładowca akademicki. Dorastał w Jerozolimie, obecnie mieszka w Tel Awiwie. „Nechemia” (2019, Yediot Sefarim) to jego druga powieść. Książka znalazła się na krótkiej liście tytułów nominowanych do Nagrody Sapira i została uhonorowana Nagrodą Prezesa Rady Ministrów Izraela oraz KKL Goldberg Prize. W badaniach naukowych Mayer koncentruje się na historii książki hebrajskiej.
„W chwili, w której położna złapała noworodka za nogi, promienie słoneczne padły na baterię wypolerowanych rondli wiszących na ścianie, rzucając odbicie na biel pościeli i napełniając blaskiem całe wnętrze. Rodząca zmrużyła oczy, a gdy przywykły do światła, wydała straszliwy krzyk. Na ten dźwięk akuszerka ocknęła się z zamyślenia i położyła chłopczyka na łóżku.
– Panie, Boże wszelkich żywych istot – sapnęła. – Ma sześć palców.
Mrugając powiekami, patrzyła to na położnicę, to na noworodka na łóżku. Potem wzięła dziecko na ręce i przeliczyła ponownie paluszki lewej dłoni, a potem jeszcze raz. Na koniec przytuliła je do serca.
Były to dobre czasy dla synów Jakuba, gdy świat Tory rósł i rozkwitał w całej Polsce. Goje regularnie zabijali się nawzajem, lecz dla Żydów ich wojna od dawna stanowiła zaledwie niewyraźne tło życia. W każdym miasteczku znajdowały się domy modlitwy i klojzy dostępne dla wszystkich, i przesiadywali w nich wybrańcy spędzający czas na uczonych dysputach. Miejsca takie otwierano wszędzie tam, gdzie tylko znalazło się trochę grosza. Ojciec nowo narodzonego, Gawriel Kohen, nie wyróżniał się niczym szczególnym w swoim pokoleniu ani nie pochodził ze znaczącego rodu. Jego rodzice parali się handlem jabłkami w Glinianach, podobnie jak wcześniej ich rodzice, nawet pradziadek trudnił się tym zajęciem. Jednak przełożony klojzu nie kierował się ani prezencją, ani pochodzeniem, a wszystko, co robił, czynił w imię Niebios, dlatego ofiarował Gawrielowi honorowe miejsce w bożnicy obok wielkich i sławnych uczonych, jakby dzięki Torze nawet maluczcy mogli wyjść z zapomnienia. W brodzie Gawriela było już widać siwe nitki, a jego żonie dokuczał reumatyzm w kolanach, gdy wreszcie doczekali się potomka. Dlaczego mielibyśmy narzekać w takiej sytuacji na dodatkowy palec, rzekła Pesili do męża”. (fragment powieści)