W Warszawie jakość życia jest najwyższa – tak wynika z rankingu tygodnika 'Polityka”, w którym porównywano 66 polskich miast o statusie powiatu. Ale uwaga: w pierwszej piątce znalazły się jeszcze Sopot, Wrocław, Rzeszów i Ostrołęka.
Trudno o lepszą ilustrację, że o kondycji miasta nie musi decydować ani jego wielkość, ani zamożność, ani miejsce na mapie. Powinni o tym pamiętać zarówno startujący w wyborach samorządowych, jak i ich wyborcy. Ta mniejszość, która pójdzie głosować, i ci, którzy wybory zignorują. Tak czy owak w niedzielę podejmą bardzo ważne decyzje.
Wybory samorządowe, uchodzące za politycznie mniej ważne niż prezydenckie czy parlamentarne, pod względem rozmachu, gdy chodzi o zaciąg do władzy, nie mają sobie równych. W tym roku do wszystkich szczebli lokalnej władzy kandyduje ponad 240 tys. osób – prawdziwe pospolite ruszenie. Do wzięcia jest 47 tys. foteli radnych, 806 posad burmistrzów, 106 miejskich prezydentur i 1566 stanowisk wójta. W jednej radzie Warszawy zasiądzie 60 radnych. Motywów kandydowania jest pewnie tyle, ilu kandydatów: od misyjnych – autentycznej chęci zrobienia czegoś pożytecznego dla lokalnej wspólnoty – po najbardziej cyniczne. Nie ulega bowiem wątpliwości, że gra toczy się o wielką liczbę posad, nie tylko w samych samorządach, ale też w kontrolowanych przez nie instytucjach i spółkach; także o prawo dysponowania miejskim czy gminnym majątkiem. To jest często walka może nie tyle o życie, co o środki do życia.
W lokalnych wyborach ujawnia się wielki żywioł polityczny, słabo widoczny z poziomu ogólnopolskiego.
Źródło: polityka.pl