back to top
3.6 C
Ostrołęka
wtorek, 3 grudnia 2024 r.

Marzenie hipisa – Neil Young

REKLAMA

Wydawnictwo Pascal – Po raz pierwszy legendarny wokalista, autor piosenek i gitarzysta Neil Young pisze o swoim życiu osobistym i twórczości. O dzieciństwie w Ontario, gdzie jego ojciec zakorzenił w nim miłość do słowa pisanego, oraz o zmaganiach z chorobą w wieku pięciu lat. Opisuje podróże przez kanadyjskie prerie, trudności w opłacaniu czynszu i wyjazd z Kanady do Los Angeles w 1966 roku, by ścigać swe muzyczne marzenia. Wspomina krótki, ale znaczący okres z Buffalo Springfield, ich nagłą sławę i ostateczne rozstanie. Utworzenie Crazy Horse oraz pisanie Cinnamon Girl, Cowgirl in the Sand i Down by the River w ciągu jednego dnia. Dołączenie do Crosby, Stills & Nash, nagrywanie albumu Déja Vu i tworzenie kawałka Ohio. Przywołuje życie na ranczu w Północnej Kaliforni, poznanie Pegi, jego żony, oraz narodziny jego trójki dzieci. Z pasją opowiada o swoich największych, poza muzyką, fascynacjach: kolejkach elektrycznych i Lincvolcie; i wreszcie – o odnalezieniu raju na Hawajach.

REKLAMA
Fotograf ślubny Malwina Łuba

Zrobiłem kiedyś film Human Highway. Jest w nim wspaniała scena, w której w ognisku palą się czterej drewniani Indianie. Zrobiła ona na mnie niezatarte wrażenie. Jedna z owych figur – wódz Indian – przez długi czas stała wśród drzew obok mojego domu na plaży w Malibu, gdzie w 1978 roku odbył się mój ślub z Peg. Jakiś czas po nakręceniu wspomnianej sceny wsiadłem do swojego autobusu i ruszyłem w trasę po Ameryce. W autobusie eagle rocznik 1973 zamontowaliśmy drewniane błotniki, a na górze dachy dwóch samochodów: studebakera i hudsona. Jego wyko-nane na zamówienie wnętrze było całe w drewnie. Ten kompletnie odlotowy pojazd często pojawiał się w filmie. Nazwałem go Pocahontas. Gdy ktoś mnie o niego pytał, odpowiadałem: „Dajcie hippisowi za dużo pieniędzy, a wtedy wszystko jest możliwe”.

A teraz chcę wam opowiedzieć trzy historie. Mam nadzieję, że zorientujecie się, co je łączy…

Historia pierwsza: w 1974 roku zespół CSNY odbył trasę koncertową po Ameryce i na koniec zawitał do Anglii, by zakończyć ją występem na stadionie Wembley w towarzystwie Joni Mitchell, The Band oraz Jesse’ego Colina Younga. Koncerty na ogromnych stadionach przeważnie nie są najlepszym pomysłem. Nie było technicznych możliwości, by zapewnić dobre nagłośnienie. A wszystko przez to, że ktoś miał rozdęte ego. Zespół zamiast na muzyce skupiał się na popisach przed publicznością. Skończyło się wielkim rozczarowaniem. Gdy słucha się dziś taśmy z nagraniami tego koncertu, automatycznie nasuwa się wniosek, że byliśmy albo zbyt naćpani, albo po prostu kiepscy. Obstawiam to pierwsze. Wiem, że graliśmy naprawdę dobrze, gdy byliśmy w formie. Słyszałem to na własne uszy i czułem. Ale nie mogę tego powiedzieć akurat o tej taśmie.

Gdy rozpoczynało się wielkie tournée CSNY po Stanach Zjednoczonych, wynająłem fabrycznie nowy samochód kempingowy marki GMC i zabrałem go w trasę. Wraz ze mną podróżowali nim: David Cline (alias Ranger Dave), Jim Mazzeo (alias Sandy Castle) oraz ja i mój najstarszy syn Zeke Young. Była to pamiętna podróż. GMC miał podwójne tylne koła i przedni napęd. W rezultacie przednie opony należało wymieniać mniej więcej co trzy tysiące kilometrów. Nie mieliśmy go zbyt długo. Zrezygnowaliśmy z wynajmu i polecieliśmy do jakiegoś miasteczka w pobliżu Cleve-land. Kupiliśmy tam za kilka stów limuzynę, cadillaca rocznik 1954, i próbowaliśmy podróżować nią dalej. Przez jakiś czas spisywała się dobrze, ale wkrótce także z nią pojawiły się problemy. Daliśmy wóz do naprawy, a później Taylor Phelps odwiózł go do naszego domu w Kalifornii, gdzie poleciłem go odnowić.

W końcu zdecydowaliśmy się na autobus marki Flxible z lat sześćdziesiątych. Sprawował się bez zarzutu przez resztę trasy. Nazwaliśmy go Sam. W tym samym czasie kupiłem autobus eagle rocznik 1973. Natknąłem się na niego po drodze i zamierzałem go przerobić na samochód kem-pingowy. Wraz z Mazzeo, znajomym artystą, przez wiele miesięcy omawialiśmy plany i pomysły z nim związane. Gdy nadszedł czas, aby wcielić je w życie, Mazzeo skontaktował mnie z Rogerem Somersem, rewelacyjnym stolarzem, artystą i projektantem w jednej osobie, który podjął się tej pracy w Sausalito, miasteczku nad zatoką San Francisco. Roger z pomocą mechanika Barta Ehmana zbudował zupełnie odlotowy samochód kempingowy. Prace nad nim, prowadzone w stoczni jachtowej, zajęły mu półtora roku.

Każdy, kto go wtedy widział, z pewnością nigdy go nie zapomni. Mówiąc krótko, był to najbardziej ekstrawagancki pojazd na świecie. Tak przesadnie wystylizowany pod każdym względem, że powinien trafić do Instytutu Smithsona jako świadectwo tego, co mogłoby się zdarzyć, gdyby Ken Kesey był jednocześnie milionerem i seksoholikiem.

Roger Somers nazwał go Emily Flowers. Wszystkim elementom jego wnętrza nadał cechy falliczne lub seksualne. Każdy detal, w sposób bardziej lub mniej subtelny, odzwierciedlał świadomość przyjemności czerpanej z seksu. Nie miałem zielonego pojęcia o tym, co naprawdę wyczynia Roger. Nigdy nie przeszło mi przez myśl, że autobus mógłby trafić do kogoś innego niż do mnie. Zważywszy na to, jak nieśmiały byłem w sferze seksu, poczułem się w nim swobodnie dopiero wtedy, gdy usunąłem większość wymownych detali i zmieniłem wnętrze na bardziej neutralne. Zabrało mi to całe lata. Była to bardzo pouczająca lekcja!

Z zewnątrz autobus bardzo mi się podobał, nie licząc jednego elementu dekoracyjnego, który przypominał grecką Meduzę. Pewnie ją pamiętacie z mitologii – to kobieta z wężami zamiast włosów. Przerabiałem go kilkakrotnie, aż wyszła z niego krowia czaszka na tle kory sekwoi. Po latach ulepszania i upraszczania zacząłem się w nim dobrze czuć (mimo że nadal szokuje wyglą-dem, przypominając stary samochód z drewnianą karoserią, charakterystycznymi błotnikami z drewna i zwieńczeniem w postaci samochodowych dachów). Zmieniliśmy mu nazwę na Poca-hontas i podróżowaliśmy nim po całym kraju przez wiele lat.

Początkowo miejsce obok kierowcy zajmował Zeke Young, a później Ben Young. Przemierzyli wraz z nami setki kilometrów, bawiąc się jak nigdy w życiu! Uwielbiałem podróżować z moimi chłopakami, a oni uwielbiali ruszać ze mną w trasę. Kierowcy przychodzili i odchodzili: David Cline, Jim Russell, Paul Williamson, Dave McCleod i w końcu Joe McKenna, który został z nami najdłużej. Z czasem pojawiały się większe silniki, lepsze hamulce, nowa klimatyzacja, lepsze alternatory – cały czas go modernizowaliśmy, z trasy na trasę i z koncertu na koncert. Wspo-mnienia, jakie wiążą się z naszymi podróżami tym autobusem, wystarczyłyby na książkę. W środku był prysznic. Wychodziło się z niego na górę przez okno dachowe, żeby się wysuszyć albo powygrzewać w słońcu na wspaniałym tekowym pomoście. Miał również w pełni wyposażoną kuchnię, aby gotować w trasie. Łóżka były superwygodne, a jedno z nich mieściło się pod podłogą, w luku bagażowym – schodziło się tam przez właz w podłodze. Zeke uwielbiał na nim spać i wyglądać przez okrągłe okienka po obu stronach luku. Ten potężny autobus, kryty blachą ołowianą, był jednocześnie niesamowicie cichy, ale tak ciężki, że nazywaliśmy go ołowianymi sankami.

Pewnego dnia – byłem akurat w budynku z makietą kolejową – zadzwonił Joe McKenna. Płakał w słuchawkę: „Dobry Boże, Neil, przeze mnie straciliśmy autobus. Cały się spalił. Nie byłem w stanie go ugasić. Tak mi przykro! Już go nie ma”. Joe jechał w okolice Pitts-burgha, żeby oddać go do okresowego przeglądu. Dzwonił, stojąc na poboczu autostrady Pennsylvania Turnpike, gdzie dopełnił się los naszego wspaniałego wozu. Gdyby do tego nie doszło, pewnie nadal bym nim jeździł. Okazało się później, że jakimś cudem zapaliła się w nim instalacja elektryczna i nie udało się ugasić ognia. Pocieszałem Joego: „Nie martw się, stary. To tylko rzecz”. Był to wyjątkowy autobus. Nie mam nic więcej do powiedzenia, chyba że poświęcę mu swoją następną książkę.

Przetransportowaliśmy szczątki Pocahontas na ranczo i pochowaliśmy w eukaliptusowym za-gajniku na wzgórzu. Od razu zaczęliśmy konstruować nowy autobus, wykorzystując niektóre elementy wnętrza, jakie ocalały z Pocahontas. Niestety, nie udało się uratować fantazyjnych drewnianych błotników. Nowy autobus – eagle rocznik 1993, większy i zbudowany głównie z aluminium – został zwieńczony dwoma dachami samochodów buick fastback rocznik 1947 na podobieństwo oryginału, który zdobiły karoserie studebakera i hudsona. Nie jeździ, co prawda, tak płynnie jak Pocahontas, ale jest wyposażony w specjalną windę oraz sypialnię dla Bena Yo-unga, naszego duchowego przewodnika. Jadąc nim, odczuwa się lekkie drgania, których pocho-dzenia nie potrafię wytłumaczyć. Nie są to dobre wibracje, ale też nieszczególnie złe.

Historia druga: pod koniec naszej trasy koncertowej z 1978 roku wracaliśmy Pocahontas do Los Angeles, żeby zagrać w Forum. Zauważyliśmy wówczas na niebie mnóstwo dymu. Można go było dostrzec z odległości kilku kilometrów. W oddali buchał ogień, który szybko się rozprzestrzeniał. Pokazywali go nawet w telewizji. Dotarłem do Forum i dałem koncert wraz z Crazy Horse. Po jego zakończeniu byłem w bardzo optymistycznym nastroju, który prysł, gdy znalazłem się za kulisami. Okazało się, że podczas mojego występu nasz dom w Malibu doszczętnie spłonął. Nie zostało z niego nic oprócz kominka i gipsowego odlewu mojej twarzy, który zrobiła jakaś dziewczyna po nocnej imprezie w Crazy Horse Saloon w Malibu.

I wreszcie trzecia historia. Nie tak dawno temu wraz z Pegi wyrwaliśmy się na weekend do Desert Hot Springs, żeby odwiedzić jedno z naszych ulubionych miejsc – spa Two Bunch Palms z cudownymi gorącymi źródłami, gdzie można się naprawdę odprężyć. Zawsze staramy się za-rezerwować apartament Ala Capone. Dawno temu słynny gangster mieszkał w nim z jedną ze swoich aktoreczek. Na ścianach wisi wiele jej zdjęć. W pokoju stoi też pęknięte lustro, najpraw-dopodobniej ze śladem po kuli. Miejsce to ma świetne wibracje. Jednak tamtym razem nie udało się nam go zarezerwować. Wczesnym rankiem zadzwonił telefon. Odebrałem i usłyszałem w słuchawce głos Bena Johnsona, syna Larry’ego: „Dobry Boże, Neil, samochód doszczętnie się spalił. Nie ma go! Już nie ma Lincvolta!”.

Zajrzeliśmy do Internetu i w porannych wiadomościach zobaczyliśmy go w płomieniach. Dzien-nikarze nie wspomnieli o samochodzie, ale ja dostrzegłem w ogniu jego tylne światła. Powiedzieli jedynie, że w Belmont pali się magazyn pełen rzeczy należących do gwiazdy rocka Neila Younga, w tym mnóstwo taśm i materiałów archiwalnych. Natychmiast wsiedliśmy do samolotu i wróciliśmy do domu, żeby jak najszybciej znaleźć się na miejscu.

Dzień czy dwa później obejrzałem nagranie z kamery przemysłowej, która non stop rejestrowała powstawanie Lincvolta. Widać na nim, jak się pali. Druzgocący widok. Trzy i pół roku pracy poszło na marne, ponieważ ktoś z ekipy podłączył go do sieci elektrycznej i zapomniał odłączyć. Samochód nie był jeszcze gotowy, żeby ładować się bez nadzoru. Wciąż nad nim pracowaliśmy i akurat ten element systemu nie został jeszcze przetestowany. Błąd operatora. Natychmiast zacząłem go odbudowywać (żywiąc o wiele cieplejsze uczucia dla ubezpieczyciela niż kiedykol-wiek wcześniej). Odbudowa jest rejestrowana na taśmie filmowej. Tym razem pracują nad nią nowi ludzie, którzy są najlepszymi fachowcami na świecie.

A teraz możecie wyciągnąć własne wnioski z tych trzech pożarów. Moje są następujące: jestem przekonany, że do trzech razy sztuka i na tym koniec. Kto sieje wiatr, ten zbiera burzę. Cieszę, że Wielki Duch* zażyczyła sobie ode mnie w ofierze jedynie dóbr materialnych. Zawsze czuję re-spekt przed Jej mocą.

Czytaj więcej

Subscribe
Powiadom o
0 komentarzy
Oldest
Newest Most Voted
Inline Feedbacks
View all comments

Serwis radiooko.pl nie ponosi odpowiedzialności za treści zamieszczane przez internautów, gdyż należą one do osób, które je zamieściły.

REKLAMA

Ostatnie wiadomości

SPORT

POLITYKA

0
Będziemy wdzięczni za wasze przemyślenia, prosimy o komentarzex