Na owoce, które ma wydać kolejna reforma Ministerstwa Edukacji Narodowej, przyjdzie nam jeszcze poczekać. Jednak finansowo, w tej kwestii, „możemy” już zacząć się wykazywać.
Zaledwie trzy dni dzielą nas od rozpoczęcia kolejnego roku szkolnego. To czas na ostatnie zakupowe podrygi. Nowe plecaki, kapcie, długopisy, zeszyty, mazaki… No i to co uznane przez nauczycieli za najważniejsze, czyli podręczniki. Dzieci się ekscytują, młodzież ubolewa, a rodzice rozpaczają. Ile w tym roku będą musieli przeznaczyć na uczniowskie zaopatrzenie?
Sytuacja nie napawa optymizmem. Z witryn sklepów atakują nas ładne, kolorowe, modne akcesoria, a w księgarniach czekają na nas długie kolejki i wysokie rachunki. Zmiana programowa, wiążąca się ze zmianami podręczników, zmusza rodziców do finansowego nadwyrężenia, jakim jest zakup całkowicie nowych książek.
Na straconej pozycji stoją również uczniowie, którym ów reforma uniemożliwia sprzedaż własnych, używanych podręczników, a w konsekwencji pozbawia ich zysków mogących pokryć część przyszłych wydatków.
Nie ma więc innego wyjścia jak udać się do księgarni z nowym wykazem podręczników, zrealizować konsumencki plan i oczekiwać na pozytywne rezultaty, jakie przynieść ma dalsza edukacja naszych dzieci.
A co na ten temat mają do powiedzenia poszkodowani uczniowie?
DS